„Chodź tutaj, chodź! Nawleczesz babci igłę, bo masz młodsze oczy..”
Najwcześniejsze wspomnienia prowadzą mnie do wysokiego, masywnego kuchennego stołu, na którym rozłożone były kartki w kratkę, kolorowe nici, próbki wzorów. Babcia pozwalała używać swoich starannie zastruganych kredek i wspólnie przerysowywałyśmy wybrane motywy haftu krzyżykowego. Nie zawsze trafiałam w kratki w trakcie tego rysowania, ale starałam się, jak na kilkuletnie dziecko przystało. Babcia też nie zawsze trafiała – w jej wieku oczy już nie zawsze pozwalały na precyzję, do której była przyzwyczajona. Na szczęście kanwa do haftu krzyżykowego podpowiadała trochę, a wprawna ręka zwyczajowo prowadziła nitkę w zdyscyplinowane szeregi kolorowych krzyżyków.
Zapasy kolorowych mulin i kordonków wydawały mi się najpiękniejszą zabawką w domu, a możliwość podejmowania prób wyszywania „jak babcia” budował we mnie przekonanie o własnej wartości i przywileju 😉

Ostatnio prowadziłam warsztaty haftu krzyżykowego. Z tej okazji przeczesałam rodzinne pamiątki: haftowane krzyżykiem serwety, bieżniki i obrusy ze zbiorów mojej mamy i moich. W mojej pracowni poukładane kolorami muliny i kordonki ledwo mieszczą się w całkiem słusznej wielkości skrzynce, a kanwy i płótna czekające na swój wzór mają honorowe miejsce w szafie. Przez lata mojego rękodzielniczego życia umiejętność wyszywania krzyżykiem zyskała nowe konteksty i znaczenia: że ręczniki na ikonę, że kultura Kresów, że Bojkowskie dziewczęta dokładały niebieski kolor do charakterystycznych karpackich wzorów… Każdy z nich zasługuje na oddzielny artykuł, albo i kilka.
Wywołuje to we mnie refleksję nad tradycyjnym rzemiosłem jako takim. Dziś wiele z nim związanych umiejętności nazywamy „ginącymi zawodami”. Pasjonaci i badacze starają się zachować od zapomnienia ich konteksty i obyczaje z nimi związane; a popkultura pomija, lub traktuje jako ciekawostkę designerską. Osobiście chciałabym się znaleźć gdzieś pośrodku. Trudno nie zauważyć, że nie wszystkie tradycje jest sens odtwarzać 1:1 – świat idzie do przodu i nasz styl życia również. Z drugiej strony szkoda rezygnować z całego dorobku kultur tradycyjnych, które zachwycają swym bogactwem i pięknem. Co zatem z tego wyciągnąć dla siebie?

U mnie zaczęło się od wspólnego przebywania i od fascynacji pięknem przeplatających się kolorów i wzorów. Z tego punktu można iść w różne kierunki, każdego może pociągnąć inny pomysł, jednak samo obcowanie z czymś ładnym, ciekawym, inspirującym w zupełności wystarczy. Muszę przyznać, że w ostatnich latach niewiele haftuję krzyżykiem, będąc zajęta innymi zleceniami. Do dziś jednak, gdy biorę do ręki kanwę i mulinę – to jestem w domu: silna wspomnieniem babcinej obecności, spokojna w pewności swojej ręki, uśmiechnięta nad kolorowymi wzorami. I to jest właśnie to!

